Film mają polubić bywalcy imprez plenerowych. Mackenzie całkiem dobrze oddał atmosferę rockowych festiwali, ich żywiołowość, energię, nieprzewidywalność i chaos.
David Mackenzie po raz drugi gości w tym roku w polskich kinach. Ale trudno byłoby to poznać po tytułach, tak bardzo się od siebie różnią. "Tej nocy będziesz mój" to bowiem film niezwykły w dorobku reżyserskim Mackenziego. Po części eksperyment formalny, po części spontaniczna zabawa w kino.
Mackenzie zrealizował "Tej nocy będziesz mój" w ciągu pięciu dni, podczas festiwalu rockowego T in the Park. Połowę nakręconego materiału stanowią dokumentalne zdjęcia z imprezy, której uczestnicy są często przypadkowymi aktorami na drugim planie. Sama historia opowiada o liderach dwóch zespołów, które mają na tym festiwalu wystąpić. Na początku są do siebie wrogo nastawieni, co skutkuje interwencją w postaci skucia ich kajdankami. Ponieważ nie mogą się uwolnić, muszą nauczyć się znosić swoje towarzystwo i zrozumieć, że mimo że dzieli ich wiele, jednoczy ich muzyka. A od niej ważniejsze są już tylko uczucia.
"Tej nocy będziesz mój" ma wszystkie zalety i wady filmu bazującego na improwizacjach. Z jednej strony rzecz sprawia wrażenie niezwykle prawdziwej. Trudno, żeby było inaczej, skoro aktorzy musieli cały czas reagować na to, co działo się wokół nich i nie do końca mieli nad tym kontrolę. W ten sposób nieco naiwna historyjka, która w innych warunkach wyglądałaby na szczyt sztuczności, tu nabiera wiarygodności. Niemal można uwierzyć, że coś podobnego mogłoby się wydarzyć naprawdę. Z drugiej strony improwizacje sprawiają, że całość jest chaotyczna i mało spójna. Fabularnie jest to rzecz mocno poszarpana, przez co emocjonalnie wypada dość płytko. Można odnieść wrażenie, że kiedy planowano film, nie myślano o widzach, ważniejsi byli twórcy. W "Tej nocy będziesz mój" najistotniejszy jest bowiem sam proces twórczy, frajda i dodatkowe znaczenie, jakie poszczególne sceny (wraz z okolicznościami ich powstania) mają dla aktorów i ekipy. Widz jest tu jedynie dodatkiem, efektem ubocznym procesu tworzenia filmu.
Jeżeli komuś to nie przeszkadza bądź sam marzy o realizacji podobnego eksperymentu, "Tej nocy będziesz mój" z całą pewnością przypadnie mu do gustu. Film mają też szansę polubić bywalcy podobnych imprez plenerowych. Mackenzie dzięki paradokumentalnej formie całkiem dobrze oddał atmosferę rockowych festiwali, ich żywiołowość, energię, nieprzewidywalność i chaos. Obraz ma też całkiem interesująca ścieżkę muzyczną, choć oczywiście to kwestia indywidualnych upodobań.
Jedno nie ulega wątpliwości. "Tej nocy będziesz mój" to wyjątkowa propozycja. Podobnego filmu pewnie szybko w kinach nie zobaczycie.
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu